Od Hongkongu po Bagdad ludzie wychodzą na ulice. Tak, na świecie jest więcej protestów

Jeśli tej jesieni masz wrażenie, że wciąż mówi się o protestach w różnych częściach świata - masz rację. W ciągu ostatnich tygodniu duże i znaczące protesty miały miejsce w nawet kilkunastu krajach świata. Nie są częścią jednego ruchu, ale wiele z nich ma wspólny mianownik - ludzie mają dość nierówności społecznych i skorumpowanej polityki.

Prezydent Boliwii po dopiero co wygranych wyborach uciekł z kraju; rząd Ekwadoru czasowo wyniósł się ze stolicy; Chile zrezygnowało z bycia gospodarzem szczytu klimatycznego - a to tylko Ameryka Południowa. Libańczycy blokują drogi, Irakijczycy wychodzą na ulice pomimo ofiar, w Hongkongu dochodzi do bitew z policją. 

W ciągu ostatnich kilku tygodni w wielu częściach świata doszło do masowych protestów. Część wybuchła dość nagle, choć ich przyczyny narastały przez dłuższy czas. Inne to część trwających już ruchów.

Michael Heaney z University of Glasgow mówił w rozmowie z serwisem globalnews.ca powiedział, że rzeczywiście liczba protestów na świecie jest w ostatnim czasie większa, ale też są one bardziej relacjonowane w mediach. Roberta Lexier z Mount Royal University oceniła, że wiele z nich ma związek z krytyką neoliberalizmu i polityki "zaciskania pasa". 

Przyjrzyjmy się największym z protestów: 

embed

Irak - setki ofiar antyrządowych protestów

Protesty w Iraku wybuchły na początku października. Ich przyczyną jest fatalny stan społeczno-gospodarczy państwa, przede wszystkim wysokie bezrobocie i korupcja. 16 lat po obaleniu Saddama Husajna i amerykańskiej interwencji kraj jest w bardzo złej kondycji, a kilka lat walki z Państwem Islamskim dodatkowo pogorszyły sytuację. Wśród protestujących pojawiały się też głosy sprzeciwu wobec wpływów Iranu w życiu politycznym kraju. Demonstracje przerwano z powodu święta religijnego, ale po wznowieniu jeszcze przybrał na sile. Służby bezpieczeństwa i niezidentyfikowani snajperzy w kilku przypadkach otwierali ogień do protestujących. Dotychczas zginęło 319 osób, a nawet 15 tys. zostało rannych. Protesty trwają.

Boliwia - po kwestionowanych wyborach prezydent uciekł z kraju

Gdy po 20 października w Boliwii wybuchły protesty, był to kolejny kraj w Ameryce Południowej, gdzie w ostatnim czasie doszło do dużych demonstracji. W tym kraju powodem były wybory prezydenckie. Urzędujący prezydent Evo Morales ubiegał się w nich o czwartą kadencję. Wcześniej wykorzystał zmianę konstytucji, by móc zostać prezydentem na trzecią kadencję. W 2016 roku kraj zwołanym przez Moralesa referendum niewielką większością odrzucił możliwość obiegania się o kolejną kadencję przez prezydenta - jednak i tak zdecydował się kandydować. 

Początkowo po głosowaniu wydawało się, że Morales będzie musiał zmierzyć się z opozycyjnym kandydatem w drugiej turze. Jednak prezydent ogłosił się zwycięzca, komisja wyborcza na jakiś czas przestała aktualizować wyniki, a gdy wreszcie je opublikowała, Morales uzyskał zwycięstwo w pierwszej turze dzięki 0,5 punktu procentowego. Opozycja zarzuciła mu manipulację wynikami wyborów.  Wybuchły protesty, przeciwnicy prezydenta postawili blokady na drogach, spłonęły siedziby lokalnych komisji wyborczych. Z czasem boliwijska opozycja zajęła siedziby rządowych mediów, do protestujących przyłączyli się funkcjonariusze policji w kilku największych miastach. 10 listopada, po wezwaniach ze strony wojska, Morales ustąpił ze stanowiska, po czym uciekł do Meksyku, który zaoferował mu azyl.

Morales, pierwszy prezydent wywodzący się z rdzennej ludności, w czasie 14-letnich rządów znacząco obniżył ubóstwo. Jednak był krytykowany za niespełnianie obietnic m.in. w sprawach ochrony środowiska przed niszczeniem przez przemysł i niedostateczną walkę z korupcją, a wreszcie za staranie się o dalsze przedłużenie rządów. Zwolennicy Moralesa zarzucają, że w kraju doszło do przewrotu. 

Liban - protesty ponad podziałami

Propozycja podatku od komunikatorów internetowych była kroplą, która przelała kielich goryczy i skłoniła Libańczyków do protestu. Jednak w demonstracjach, marszach i blokadach dróg, które trwają od połowy października, ludzie protestują przeciwko ogólnej sytuacji w kraju. Oskarżają władze o korupcję i zarzucają, że rząd jest trwale dysfunkcyjny, a naznaczona podziałami religijnymi klasa polityczna nie działa na rzecz zwykłych obywateli. W czasie demonstracji pojawiały się antyrządowe hasła, w tym okrzyk "Lud żąda upadku reżimu".Ten slogan silnie kojarzy się z innymi protestami w regionie, w tym z Arabską Wiosną.  

Ponadto od kilku miesięcy rząd wprowadza politykę "zaciskania pasa" by walczyć z deficytem; w ubiegłym miesiącu banki i kantory zaczęły ograniczać wymianę dolarów amerykańskich. Kolejnym źródłem niezadowolenia jest reakcja na wielkie pożary lasów, z których opanowaniem władze miały trudności. Pojawiły się doniesienia, że śmigłowce gaśnicze są od lat niesprawne i brakuje im części zamiennych, sprzęt musiały wysyłać inne kraje.

Obserwatorzy podkreślają, że - szczególnie na początku protestów - bardzo znaczące i wyraźnie widoczne było to, że Libańczycy protestowali ponad podziałami. Najnowsza historia kraju naznaczona jest konfliktami między różnymi grupami religijnymi. Ale w protestach biorą udział szyici, sunnici i chrześcijanie oraz inne mniejszości, młodzi i starsi, mężczyźni i kobiety. Po dwóch tygodniach protestów premier Saad Hariri ogłosił, że składa dymisję. Jednak powstanie nowego rządu będzie w libańskich warunkach bardzo trudne, zatem de facto gabinet Haririego wciąż sprawuje władzę. 

Chile bez szczytu klimatycznego po protestach 

W Chile, podobnie jak w Libanie, bezpośrednia przyczyna protestów była tylko iskrą, która padłą łatwopalną mieszkankę sfrustrowanego społeczeństwa. Zaczęło się na początku października od protestów studentów przeciwko podwyżkom cen metra w stolicy kraju. Ale brutalne rozprawianie się z młodymi i kpiny z problemu ze strony polityków skłoniły więcej ludzi do przyłączenia się do demonstracji. W końcu przerodziły się one w największe w historii Chile. Protesty były naznaczone przemocą, dochodziło do starć z policją. Ponad 20 osób zginęło, 2,5 tys. zostało rannych.

Pod koniec października władze odwołały stan wyjątkowy i sytuacja wydawała się uspokajać. Jednak protesty trwają dalej. Ludzie wciąż domagają się spełnienia obietnic reform obiecanych przez prezydenta. 12 października doszło do strajku generalnego. Jak opisuje exame.abril.com.br, stawiano barykady, miały miejsce wielkie demonstracje, doszło do starć i rabowania sklepów. 

Chile w związku z sytuacją wewnętrzną i trwającymi od dwóch tygodni protestami odwołało dwa ważne szczyty zaplanowane na listopad i grudzień. W stolicy kraju, Santiago, nie odbędzie się klimatyczny COP25, ale też szczyt APEC. 

Zobacz wideo

Ekwador - rząd czasowy wyniósł się ze stolicy 

Protesty w tym kraju wybuchły w związku ze skokowym wzrostem cen paliwa. W pierwszym tygodniu Ekwador zniósł dopłaty do paliw w ramach warunków pożyczki od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Spowodowało to natychmiastowy wzrost ceny benzyny o jedną czwartą i oleju napędowego o połowę. 

W Quito, stolicy kraju, odbywały się masowe demonstracje, a poza nią ludzie blokowali drogi. W pewnym momencie protestujący wdarli się do budynku Zgromadzenia Narodowego. Prezydent Ekwadoru Lenín Moreno poinformował, że jego rząd oraz parlament przenoszą czasowo się ze stolicy do największego miasta kraju, Guayaquil.  Protestującym udało się zniszczyć pojazdy wojskowe, przejęto też lub zdewastowano fabryki oraz rafinerie ropy naftowej. Doprowadziło to do spadku produkcji ropy o 30 proc. 

Rząd wycofał się ze zmian, które doprowadziły do podwyżki cen paliw. Ponadto władze zaproponowały powstanie specjalnej komisji, która ma zająć się rozwiązaniem problemu rosnącego deficytu budżetowego. W czasie protestów zginęło kilka osób, ponad tysiąc odniosło obrażenia, a drugie tyle zostało zatrzymanych. 

Hongkong jak pole bitwy 

Protesty w Hongkongu trwają od marca, ale w ostatnich tygodniach coraz częściej dochodzi do przemocy. Ich przyczyną były proponowane zmiany w prawie ekstradycyjnym, które pozwoliłyby na łatwiejszą ekstradycję do Chin. Władze wycofały się z tej ustawy po ogromnych protestach, jednak demonstracje i tak trwają już kolejny miesiąc. Ich głębszym podłożem są narastające działania Pekinu na rzecz integracji Hongkongu. 

Miasto, a dokładnie  Specjalny Region Administracyjny Hongkong, formalnie jest częścią Chin, jednak ma dość dużą autonomię. Dopiero w 2047 roku stanie się integralną częścią Chińskiej Republiki Ludowej. Jednak władze w Pekinie starają się przyspieszyć ten proces, ingerując w sprawy autonomii. 

W ostatnim czasie protesty stają się coraz bardziej naznaczone przemocą. Już wcześniej policja brutalnie rozprawiała się z uczestnikami demonstracji, jednak teraz starcia się nasilają. Na zdjęciach i nagraniach widać, że momentami niektóre miejsca zamieniają się w pola bitwy. W ubiegłym tygodniu zmarł student i aktywista Alex Chow, który kilka dni wcześniej spadł z wysokości w czasie protestu. Okoliczności jego śmierci nie są do końca jasne. Możliwe, że spadł uciekając przed gazem łzawiącym. W reakcji na jego śmierć zorganizowano duże protesty 11 listopada. Tego i kolejnego dnia doszło do starć z policją na jednym z uniwersytetów. Na nagraniu z protestów widać, jak policjant z bliskiej odległości strzela do 21-latka.

Dotychczas ponad 4 tys. osób zostało rannych, a policja aresztowała około 3,5 tys. 

Katalonia 

W Katalonii trwają demonstracje i blokady dróg. Protesty wybuchły po tym, jak w 14 października Sąd Najwyższy Hiszpanii skazał na kary więzienia polityków, którzy organizowali referendum niepodległościowe w 2017 roku. Samo referendum zostało uznane za niekonstytucyjne przez władze centralne. Ustawa zasadnicza Hiszpanii mówi, że jedność kraju jest "nierozerwalna". 

W pierwszych dniach doszło do dużych protestów, na ulicach Barcelony ustawiono płonące barykady, miały miejsce starcia z policją. 

Referendum w sprawie niepodległości Katalonii, rozpisane przez regionalny rząd, odbyło się 1 października 2017 roku. Wzięło w nim udział 43 procent uprawnionych, 90 procent z nich głosowało za niepodległością. Hiszpański rząd uważał referendum za nielegalne i nie uznał jego wyników. Rząd Katalonii został rozwiązany, a jego członkowie aresztowani.

Z czasem masowe protesty zakończyły się, jednak wciąż dochodzi do blokad dróg prowadzących z Hiszpanii do Francji.

Żółte kamizelki i strajki klimatyczne

Jesienią na świecie wybuchło wyjątkowo wiele głośnych protestów, jednak już wcześniej w tym roku dochodziło do takich demonstracji. 

Jeszcze w styczniu i lutym trwały duże demonstracje zapoczątkowanego jesienią ubiegłego roku ruchu żółtych kamizelek we Francji. Zaczął się on od sprzeciwu wobec rosnących cen paliw i kosztów życia. Zarzucano, że reforma podatkowa w dysproporcjonalny sposób obarcza klasę średnią i pracującą. Po marcu protesty stracił na sile, jednak we wrześniu obyły się kolejne demonstracje. 

Przeciwko nowym regulacjom w od października protestują z kolei rolnicy w Holandii. Tamtejszy sąd administracyjny uznał, że kraj łamie unijne limity emisji azotu. Pojawił się pomysły ograniczenia hodowli zwierząt. Protestujący rolnicy starali się maszynami rolniczymi zablokować duże miasta. 

Kilkukrotnie odbyły się też globalne strajki klimatyczne, w których brało udział w sumie kilka milionów ludzi. Dla bardzo wielu protestujących inspiracją jest nastolatka Greta Thunberg, która w ubiegłym roku zaczęła samotny, copiątkowy protest w sprawie kryzysu klimatycznego przed szwedzkim parlamentem. Coraz bardziej aktywne są też inne ruchu, jak np. Extinction Rebellion (ang. rebelia wymierania). Ten skupia się nie na dużych protestach, a akcjach nieposłuszeństwa obywatelskiego. Dwukrotnie w tym roku jego zwolennicy blokowali drogi, mosty i skrzyżowania w Londynie, by zwrócić uwagę kwestię zmian klimatu. 

Czy coś łączy protesty na świecie?

Te i inne protesty, do których dochodzi w ostatnim czasie, różnią się pod względem przyczyn i specyficznych dla danego kraju warunków. Jednak wiele z nich ma część wspólną - ludzie protestują w związku z rosnącymi kosztami życia, nierównościami i korupcją oraz oderwaniem klasy politycznej od życia przeciętnych obywateli. 

W Libanie kroplą, która przepełniła czarę, był podatek od komunikatorów internetowych; w Chile - podwyżka cen biletów; w Ekwadorze (podobnie jak rok wcześniej we Francji) - wzrost cen paliw. Protesty w Iraku, na Haiti czy w Egipcie dotyczą w dużej mierze korupcji, ta jednak wiąże się z poziomem życia zwykłych obywateli i kontrastem z wydatkami władz i elit. 

- Widzimy falę demonstracji na świecie. (...) Każda sytuacja jest wyjątkowa. Niektóre protesty wybuchają przez kwestie ekonomiczne, jak wzrost cen, trwające nierówności czy systemy finansowe, które przysparzają zysków elitom. Inne są związane z żądaniami politycznymi - mówił na temat protestów Sekretarz Generalny ONZ António Guterres. 

- Są jedna cechy wspólne, które przekraczają kontynenty i powinni skłonić nas do refleksji i odpowiedzi. To jasne, że mamy do czynienia z rosnącym deficytem zaufania między ludźmi i establishmentem politycznym, oraz z rosnącym zagrożeniem dla umowy społecznej. Świat zmaga się też z negatywnymi skutkami globalizacji i technologii 

- stwierdził.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.